Opowiadanie III

Opowiadanie III


13 maja 1926
Sąd Powiatowy
Godzina 12.30

    - Przesłuchałeś Gąsikową?
    - Wyszła do kościoła. – Podkomisarz rozłożył bezradnie ręce. – Nie wyciągnę jej z nabożeństwa. Musimy poczekać.
    - Cholera jasna – Karski walnął pięścią w stół.
Gołąb, który siedział na parapecie gmachu sądu powiatowego przerażony poderwał się do lotu podmuchem piór strząsając rozsypane mu wcześniej okruszki chleba. W otwartych drzwiach gabinetu prokuratora pojawiła się i zaraz znikła potraktowana wściekłym spojrzeniem, głowa jednego z młodszych pracowników.
    Zza ściany dało się słyszeć demonstracyjnie głośne westchnienie sekretarki, Jadwigi Gorczyńskiej i jej utyskiwanie na ciężkie czasy, w których nawet dżentelmeni publicznie używają wulgaryzmów i tracą panowanie nad sobą.
Krzyżostaniak zamknął drzwi i wyjął papierosa nie zapalając go. Chwilę ugniatał go w rękach, po czym włożył za ucho.
    - Możesz mi powiedzieć co się dzieje? – zwrócił się do prokuratora. – Żona cię rzuciła, czy teściowa przyjeżdża na miesiąc? Nie wiem co gorsze.
    Karski bez słowa otworzył szafkę w biurku, wyjął butelkę i dwie ręcznie cięte szklanki z grubym dnem. Nalewał powoli rozkoszując się widokiem falującego brązowego płynu.
    - Czym tym razem chcesz mnie truć? – Krzyżostaniak spojrzał nieufnie na podawany trunek.
    - Francuski calvados. Brandy.
    - O matko!
    - Wiem – uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia Karski. – jak zwykle będziesz mi udowadniał, że z uwagi na warunki klimatyczne i słowiańskie predyspozycje genetyczne, w tym miejscu skazani jesteśmy na czystą wódkę, a wszelkie inne alkohole będą na nas działać wyjątkowo szkodliwie. Takie nasze uwięzienie geopolityczno-etylowe.
    - Że co? – Policjant wybałuszył oczy.
    - Nie ważne – Prokurator pociągnął spory łyk. – Żona mnie nie opuściła, a teściowa raczej nas zaprasza do siebie, niż obarcza swoją obecnością w naszym domu. Problem jest dużo poważniejszy. Zresztą na pewno lada moment będziesz miał telegramy, albo już masz na biurku w komisariacie.
    - Słyszałem o rozruchach w Warszawie – Krzyżostaniak wzruszył ramionami – nic nowego.
    - To już nie rozruchy garstki partyjnych wichrzycieli. Tym razem do walki stanęło wojsko.
    - Wojsko jest po stronie rządu, to z kim ma walczyć?
    - Nasze wojsko, przeciw naszemu wojsku, rozumiesz? Piłsudski i jego zwolennicy kontra rząd. Wczoraj zaczęła się wojna domowa! Piłsudski chce przejąć władzę za wszelką cenę i nie ma zamiaru zawracać sobie głowę kwestiami legalności.
    - Trzeba przyznać, że ostatnio rządy zmieniały się co kilka miesięcy i afery wybuchały za aferą. Nie wiem jak ty, ale ja do zwolenników rzędów Chjeny nie należałem.
    - Ja też – Karski uzupełnił szklanki. – Ale nie lubię, jak ktoś w imię naprawienia, stosuje te same metody, które krytykuje. Tam w Warszawie toczą się walki, Polak strzela do Polaka, giną ludzie! A my dowiaduje się pokątnie. Od znajomych, którzy uciekli z Warszawy i udało im się zadzwonić, bo stolica ma odcięte połączenia. Wiem od znajomych z Poznania, że wojsko wielkopolskie jedzie na odsiecz.
    Zapadła taka cisza, że słychać było żałosny stukanie maszyny do pisania w odległym pokoju na parterze.
   - Mam na bieżąco kontakt z kolegą Gajewskim z Poznania. Oni mają tam gazety, które na bieżąco wystawiają informacje. „Kurier Poznański” wydał wczoraj wieczorem dodatek.
    - Jak wygląda sytuacja?
    - W tym sęk, że nikt nie wie, co tam się naprawdę dzieje – Karski potarł podbródek. – mam już poranne wydanie „Kuriera Poznańskiego”…
    - Raczej nie darzy sympatią marszałka…
    - Pewnie, że nie – prokurator rzucił na stół gazetę. – Twierdzą, że rząd panuje nad sytuacją, ale im nie wierzę. Poznański „Przegląd Poranny” przesadza w drugą stronę: powołuje się na napaść na dom Piłsudskiego w Sulejówku, a zamach spowodowany był aresztowaniem szeregu wyższych oficerów. Bzdura! Piłsudski po prostu szukał pretekstu do buntu, a Witos mu go dał.
Krzyżostaniak wyjął mały kawałek kartki i położył na „Kurierze”.
    - Oficjalny komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej: „Po krótkich utarczkach na ulicach miasta, stolica miasta znajduje się w rękach marszałka Piłsudskiego. Tłumy manifestują na jego cześć”. A co w Poznaniu? Wielkopolska zawsze była endecka.
    - Zależy od gazety – uśmiechnął się krzywo prokurator. – Była demonstracja na Placu Wolności i odśpiewanie roty. Ludzie się boją wojny domowej, ale oszołomy też się już uaktywniają. Nawet wśród studentów. Korporacji „Silesia” zrobiła zebranie, gdzie na koniec zaintonowano hymn faszystowski. Jak podaje gazeta „wśród ogólnego entuzjazmu”. Nakręcają się gówniarze, cholera!
    - A poważniejsi politycy?
    - Jest oświadczenie poznańskich przedstawicieli głównych partii: NPR-u , endecji, PSL „Piast”, Chrześcijańskiej Demokracji i Stronnictwa Chrześcijańsko Narodowego przeciwko „rokoszowi” Piłsudskiego.
    - Lewica popiera przewrót?
    - Na to wygląda. Ale za chwilę może dojść do samorzutnej walki zbrojnej w każdym, nawet najmniejszym miasteczku w tym kraju. Jeżeli za broń chwycą bojówki partyjne, to wojna domowa rozleje się w zastraszającym tempie.
    - Ada z Marysią są w Warszawie – pokiwał głową policjant.
    - Na szczęście pod Warszawą, w Milanówku. Ale to i tak blisko tych wydarzeń. Za blisko. Zresztą za chwilę walki mogą przenieść do każdego miasta. I ludzie zaczną do siebie strzelać…
Pukanie do drzwi zabrzmiało jak kanonada z broni maszynowej. Banaszak wszedł nie czekając na zaproszenie.
    - Radny Józef Kudłacz – wyszeptał wskazując palcem za siebie. – Pilnie chce się widzieć z panem prokuratorem.
    - Niech zaczeka. Poproszę go, jak skończę rozmowę – Karski wskazał znacząco na szklanki na biurku.
Banaszak kiwną głową i po chwili zza drzwi dało się słyszeć podniesione głosy. Mężczyźni w gabinecie bez słowa chwycili za szklanki.
    - Józef Kudłacz? – Krzyżostaniak przełknął i skrzywił się. – Nie znam się na tych walkach w naszej radzie. Co to za gość?
    - W Radzie Miejskiej masz dwie siły: narodowców, czyli endecję, i NPR, kiedyś blisko z nią związanymi, a dziś część z enpeerowców popiera Piłsudskiego. W obecnej sytuacji jestem ciekawy po której stronie opowie się Kudłacza. – Karski schował butelkę i szklanki do biurka, otworzył szerzej okno. Znajomy gołąb przyglądał mu się z pobliskiego trawnika. Chyba nie mógł mu wybaczyć pozbawienia przekąski na parapecie. Westchnął ciężko i z rezygnacją machnął na Krzyżostaniaka, żeby poprosił radnego.
    - Chyba pan rozumie, że ta sprawa ma olbrzymie znaczenie – Kudłacz od razu przeszedł do meritum sprawy. – Zamordowano człowieka i jest to mord polityczny.
    - Jakiego człowieka? Jaki mord polityczny? – Prokurator usiadł za biurkiem wskazując gościowi miejsce naprzeciw. Podkomisarz stał oparty o parapet i miętolił w palcach papierosa.
    - Jurek Saducki został wczoraj zamordowany! Panie prokuratorze, wieści w takim małym mieście rozchodzą się szybko.
    - No i…? Ma pan jakieś informacje, które mogą pomóc w ujęciu sprawcy?
    - Jakieś informacje? – Kudłacz aż poczerwieniał. – Przecież to jest mord polityczny! To reakcja na próby przywrócenia normalności przez Marszałka Piłsudskiego! Te zaplute karły będą nas tutaj teraz wyrzynać!
    - O kim pan mówi?
    - O endekach!
    - O pańskich kolegach radnych narodowych? – uśmiechnął się niewinnie Karski. – Który stoi za tym mordem? Hejnowicz? Sura? Psarski?
    - Pan sobie żartuje – oburzył się Kudłacz. Prokurator z obrzydzeniem zauważył, że kropelki śliny poleciały na biurko. – Ja to zgłoszę do Warszawy, że w Gostyniu morduje się patriotów wspierających Marszałka. Powiem im to. Że nie tylko w stolicy giną ludzie, a tu na prowincji opanowanej przez endecję morduje się prawdziwych Polaków. Saducki nie ukrywał swojego poparcia dla Marszałka i nagle, w dniu kiedy Wódz sięga po władzę, ginie zamordowany. A prowincjonalny prokurator nie widzi w tym żadnej zbieżności!
    - O ile się nie mylę przedstawiciel Zarządu NPR pan poseł Władysław Herz podpisał się pod apelem przeciw rebelii Piłsudskiego.
    - Ale pan profesor Wierzejewski ma inne zdanie.
    - Się szykuje rozłam w partii?
    Radny poderwał się z fotela. Górował teraz nad nadal siedzącym w miękkim, skórzanym fotelu Karskim, który bawił się nożem do otwierania listów. Odłożył go na bok i spojrzał rozmówcy w oczy.
- Bardzo dziękuję, panie radny, za cenne uwagi. Na pewno pańska wizyta nie była bezowocna i zostanie zapamiętana.
    Kudłacz kiwnął głową na pożegnanie i wyszedł trzaskając drzwiami.
    - Że pajac, to pewne – stwierdził podkomisarz. – Ale może w tym co mówi jest coś ważnego.
    - I tu się z tobą zgodzę – przytaknął Karski wyjmując ponownie butelkę i szklanki. – Zauważyłeś, że tak naprawdę nie był wcale zdenerwowany?

You have no rights to post comments

Related Articles