Opowiadanie II

Opowiadanie II


13 maja 1926
Mieszkanie w kamienicy ulica Św. Ducha
Godzina 8.40

    Krysia Duda płakała. Rozmazany makijaż spływał jej po policzkach, a duże czarne oczy wydawały jeszcze większe. Była uroczym i chyba niezbyt rozgarniętym dziewczątkiem, które po raz pierwszy znalazło się w centrum wydarzeń.
    - Bo ja, panie sędzio, nic nie wiem – przetarła oczy chusteczką wyciągniętą z kieszeni białego fartuszka. – Przyszłam rano posprzątać i znalazłam pana Saduckiego jak leżał. Mało zawału nie dostałam. A miała to być spokojna praca. Matka mówiła żeby moja młodsza siostra, Jaźdzka poszła sprzątać, bo ona jest bardziej bystra, ale pani Saducka powiedziała, że jeszcze jest za młoda i mnie wybrała. A ja się z takim państwem to nie umiem dogadywać. Oni jacyś inni. A tu jeszcze proszę: wchodzisz do pracy, a tam trup – żałośnie pociągnęła nosem.
    - O której znalazła pani zwłoki? – Karskiego udało się przerwać lawinę słów służącej.
    - Było parę minut do siódmej.
    - Czy drzwi były otwarte? – zadał szybko kolejne pytanie.
   - Tak, ale pomyślałam, że pan Saducki już jest u siebie i pracuje. Jak żona wyjeżdżała, to wtedy wcześniej przychodził do pracy. Lubił posiedzieć sobie od rana i wypić kawę w biurze. Bo on…
    - Czy ostatnio wydarzyło się coś dziwnego? Ktoś go odwiedzał? A może Saducki zachowywał się inaczej?
    - A skąd ja mam wiedzieć takie rzeczy? – Duda podniosła zdziwione oczy. – Przecież ja tylko sprzątam i czasem kawę podam. Ani ja gości przyjmuję, ani ze mną o poważnych sprawach pan Saducki nie rozmawia. Pan lubił sobie często pogadać, jak rano gazetę czytał, to wyzywał wtedy i coś o Piłsudskim gadał, ale ja nie rozumiałam nic z tego, co mówił.
    - Ale może pani…
    - Jaka ja pani? – żachnęła się dziewczyna. – Pan tak nie mówi, bo mi głupio słuchać. Krysia jestem.
    - Więc Krysiu, może widywałaś kogoś ostatnio u pana Saduckiego?
    - On się spotykał często ze swoim wspólnikiem panem Oberek. Inni też przychodzili, ale ja nie znam. Nie interesuję się innymi ludźmi, nie to co ta stara Gąsikowa z naprzeciwka. Wścibskie babsko wszystkich obserwuje, a jeszcze tak bezczelna, że kiedyś mnie wypytywała o pana Saduckiego. Kazałam jej ten swój ciekawski dziób nie wsadzać w nieswoje sprawy.
Karski spojrzał znacząco na Krzyżostaniaka. Policjant kiwnął głową i wyszedł z pokoju.
    - Jaki był pan Saducki?
    Krysia Duda posłała mu zdziwione spojrzenie.
    - A jaki miał być? No normalny.
    - Lubiłaś go? – westchnął Karski. – A może on okazywał, że cię lubi?
    - No wiesz pan? – oburzyło się dziewczę. – Ja nie z takich! Co prawda, jak pierwszy raz weszła do tego gabinetu i zobaczyłam to bezeceństwo nagie na biurku, to się oburzyłam. Bo krzyża tam nie ma, a jakieś świństwa gołe w oczy kłują. Ale on był grzeczny bardzo. To znaczy… jak to chłopy… Raz próbował mnie klepnąć, jak kurze ścierałam, ale mu się odmachnęłam szmatą i już więcej nie próbował. Bo ja, panie prokuratorze, porządna dziewczyna jestem!
   - No w to nie wątpię! – szybko przytaknął Karski. – Czy kiedy pani weszła paliło się światło w gabinecie?
   - Nie – zdziwiła się – przecież było już jasno.
   - I niczego nie dotykałaś?
   - Panie prokuratorze, jak pchnęłam te drzwi i zobaczyłam leżącego pana Saduckiego w kałuży krwi, to natychmiast pobiegłam zadzwonić po pomoc.

You have no rights to post comments

Related Articles