Kościół pw. św. Małgorzaty. Ul. Kościelna.
Ksiądz Kasprzak rozejrzał się nerwowo po zakrystii. Co prawda ministranci poszli już do domu, ale wydawało mu się, że w kącie coś się poruszyło. Pewnie myszy. Myszy kościelne, jak to się mówi.
- Proszę księdza! – dobiegł do szept. – Proszę księdza! Jest ksiądz sam?
Proboszcz prawie podskoczył. Ostatnio stał się bardzo nerwowy. Napaść na probostwo? Chyba nie, bo bandyta by go po prostu zaatakował, a nie czaił się za kotarą.
- Kto pyta?
Z ciemności wyłonił się wysoki mężczyzna – Nazywam się Marian Dolata. Potrzebuję księdza pomocy…
- Niech pan siada – Kasprzak wskazał mu krzesło i spojrzał nieufnie – Znamy się?
- Nie sądzę – pokręcił głową mężczyzna rozglądając się nerwowo. – Przyjechali po mnie. Na szczęście mamy z żoną umówiony sygnał, że jak będzie w domu milicja, to ma wystawić doniczkę z kaktusem w okno. Jak w „Stawce większej niż życie”. I dzisiaj tak było. Nie wiedziałem gdzie iść. W czasie studiów w Gdańsku mieliśmy wsparcie na parafii. Nie wiedziałem gdzie iść, więc przyszedłem tu.
- A wie pan, że podobnie działają prowokacje? Pan jesteś z milicji albo ze służb bezpieczeństwa i gdzieś się nagrywa to, o czym rozmawiamy.
- W ubiegłym roku był u komunii mój syn, Darek. Dariusz Dolata. Ksiądz kojarzy? – mężczyzna wyjął portfel i podsunął duchownemu pod nos zdjęcie. – A tu ja z synem. Duży już, co? A tu dowód osobisty.
Ksiądz uważnie przyjrzał się fotografii. Odłożył i sięgnął po zieloną książeczkę. Dokładnie przyjrzał się rubrykom dzieci oraz zatrudnienie. Facet nie był podstawiony. A na pewno nie przez Służby Bezpieczeństwa. O tym wiedział od początku.
- I co ja mogę dla ciebie zrobić, synu?
- Może ksiądz jakoś może mnie przerzucić do Poznania, Warszawy a potem dalej?
- Czy ty myślisz, że Kościół ma sieć przerzutową na Zachód? – zaśmiał się Kasprzak. – A za co w ogóle cię ścigają? Związki zawodowe tworzysz?
- To też. Chciałbym. – mężczyzna mówił krótkimi, urywanymi zdaniami. – Wiem, że księdzu też nie chcą zgodzić się na remont kościoła. I to jest tylko decyzja polityczna. Żeby się średniowieczna fara rozpadła i kościoły zniknęły z Polski. Ja na studiach działałem. Jeszcze jak były te protesty na Wybrzeżu. Ale wtedy nie wyszliśmy z robotnikami. Jeszcze mnie to gryzie! Jak się ożeniłem, to osiadłem tu, w Gostyniu. I zacząłem ludzi organizować. Chcieliśmy coś zrobić na 3 maja. Ale, do diabła, to ja znalazłem zwłoki tego cholernego towarzysza i teraz mnie podejrzewają.
Duchowny przyjrzał się mężczyźnie. To nie mógł być przypadek. Zbyt wiele spraw nagle zaczęło wiązać się ze sobą. Zbyt wiele przenikać. Esbecja mogła zmusić do współpracy prawie każdego. Mieli swoje sposoby. Wiedział o tym aż za dobrze.
- Co ja mogę ci synu poradzić? Jeżeli jesteś niewinny, nie powinni ci nic zrobić.
- Ksiądz żartuje! – Dolata poderwał się z krzesła. Twarz mu poczerwieniała. – Nie wierzy mi ksiądz?
Kasprzak opuścił wzrok. Jego ręce zaczęły bezwiednie dotykać krzyża na piersi.
- Pomoc bliźniemu w potrzebie? Tak? Wspólna walka ze złem? – wykrzyczał mężczyzna podbiegając do księdza.
Ręce zaciskały się mu w pięści, wydawało się, że zachwilę rzuci się na duchownego. Kasprzak poczuł na twarzy wilgotny odór alkoholu, bał się jednak spojrzeć w oczy mężczyzny.
Dolata nabrał powietrza, jakby coś jeszcze chciał powiedzieć, ale kopnął tylko krzesło na którym przed chwilą siedział i wybiegł z zakrystii.
Cisza jaka zapanowała po trzaśnięciu potężnymi drzwiami zdawała się kłóć w uszy i wypełniać każdy zakamarek mózgu bezdźwięcznym krzykiem ostatnich, niewypowiedzianych słów.
Ksiądz Kasprzak powoli podszedł do przewróconego krzesła i postawił przy małym stoliku. – Czasem niby wszystko wraca na swoje miejsce, ale nic już nie jest takie samo – pomyślał smutno.
Czy była to prowokacja, czy skrzywdził tego człowieka? W ostatnich dniach ciągle musiał stawać przed dylematem wybrania „mniejszego zła”. Czy w ogóle istnieje pojęcie „mniejszego zła”? Ponoć nie. Ale niech ci, którzy tak twierdzą żyją w czasach komunizmu. Ciągłych wyborów pomiędzy decyzjami, drogami, z których ani jedna nie jest dobra, a nie podejmowanie żadnej jest też pogodzeniem się ze złem. Westchnął ciężko i spojrzał na wielki krzyż wiszący nad wejściem.
- Wybaczysz mi niegodziwości moje? – wyszeptał.
Coś zaszurało, jakby w odpowiedzi na jego prośbę. W szparze pod drzwiami ukazała się cienka, szara koperta. Serce proboszcza zabiło niebezpiecznie szybko.
Poderwał się do drzwi, szarpnął je, ale w ciemnościach zapadając nocy nie widział nikogo. Wiatr leniwie poruszał pobliskimi drzewami, a na schodach przykościelnej kaplicy Modlibowskich palił się niemrawo znicz.
Ksiądz Kasprzak poczuł na czole krople potu. Przerwał czytanie listu, by uspokoić schorowane serce. Czy może znów wybrał drogę najgorszą z możliwych?
Ksiądz Kasprzak rozejrzał się nerwowo po zakrystii. Co prawda ministranci poszli już do domu, ale wydawało mu się, że w kącie coś się poruszyło. Pewnie myszy. Myszy kościelne, jak to się mówi.
- Proszę księdza! – dobiegł do szept. – Proszę księdza! Jest ksiądz sam?
Proboszcz prawie podskoczył. Ostatnio stał się bardzo nerwowy. Napaść na probostwo? Chyba nie, bo bandyta by go po prostu zaatakował, a nie czaił się za kotarą.
- Kto pyta?
Z ciemności wyłonił się wysoki mężczyzna – Nazywam się Marian Dolata. Potrzebuję księdza pomocy…
- Niech pan siada – Kasprzak wskazał mu krzesło i spojrzał nieufnie – Znamy się?
- Nie sądzę – pokręcił głową mężczyzna rozglądając się nerwowo. – Przyjechali po mnie. Na szczęście mamy z żoną umówiony sygnał, że jak będzie w domu milicja, to ma wystawić doniczkę z kaktusem w okno. Jak w „Stawce większej niż życie”. I dzisiaj tak było. Nie wiedziałem gdzie iść. W czasie studiów w Gdańsku mieliśmy wsparcie na parafii. Nie wiedziałem gdzie iść, więc przyszedłem tu.
- A wie pan, że podobnie działają prowokacje? Pan jesteś z milicji albo ze służb bezpieczeństwa i gdzieś się nagrywa to, o czym rozmawiamy.
- W ubiegłym roku był u komunii mój syn, Darek. Dariusz Dolata. Ksiądz kojarzy? – mężczyzna wyjął portfel i podsunął duchownemu pod nos zdjęcie. – A tu ja z synem. Duży już, co? A tu dowód osobisty.
Ksiądz uważnie przyjrzał się fotografii. Odłożył i sięgnął po zieloną książeczkę. Dokładnie przyjrzał się rubrykom dzieci oraz zatrudnienie. Facet nie był podstawiony. A na pewno nie przez Służby Bezpieczeństwa. O tym wiedział od początku.
- I co ja mogę dla ciebie zrobić, synu?
- Może ksiądz jakoś może mnie przerzucić do Poznania, Warszawy a potem dalej?
- Czy ty myślisz, że Kościół ma sieć przerzutową na Zachód? – zaśmiał się Kasprzak. – A za co w ogóle cię ścigają? Związki zawodowe tworzysz?
- To też. Chciałbym. – mężczyzna mówił krótkimi, urywanymi zdaniami. – Wiem, że księdzu też nie chcą zgodzić się na remont kościoła. I to jest tylko decyzja polityczna. Żeby się średniowieczna fara rozpadła i kościoły zniknęły z Polski. Ja na studiach działałem. Jeszcze jak były te protesty na Wybrzeżu. Ale wtedy nie wyszliśmy z robotnikami. Jeszcze mnie to gryzie! Jak się ożeniłem, to osiadłem tu, w Gostyniu. I zacząłem ludzi organizować. Chcieliśmy coś zrobić na 3 maja. Ale, do diabła, to ja znalazłem zwłoki tego cholernego towarzysza i teraz mnie podejrzewają.
Duchowny przyjrzał się mężczyźnie. To nie mógł być przypadek. Zbyt wiele spraw nagle zaczęło wiązać się ze sobą. Zbyt wiele przenikać. Esbecja mogła zmusić do współpracy prawie każdego. Mieli swoje sposoby. Wiedział o tym aż za dobrze.
- Co ja mogę ci synu poradzić? Jeżeli jesteś niewinny, nie powinni ci nic zrobić.
- Ksiądz żartuje! – Dolata poderwał się z krzesła. Twarz mu poczerwieniała. – Nie wierzy mi ksiądz?
Kasprzak opuścił wzrok. Jego ręce zaczęły bezwiednie dotykać krzyża na piersi.
- Pomoc bliźniemu w potrzebie? Tak? Wspólna walka ze złem? – wykrzyczał mężczyzna podbiegając do księdza.
Ręce zaciskały się mu w pięści, wydawało się, że zachwilę rzuci się na duchownego. Kasprzak poczuł na twarzy wilgotny odór alkoholu, bał się jednak spojrzeć w oczy mężczyzny.
Dolata nabrał powietrza, jakby coś jeszcze chciał powiedzieć, ale kopnął tylko krzesło na którym przed chwilą siedział i wybiegł z zakrystii.
Cisza jaka zapanowała po trzaśnięciu potężnymi drzwiami zdawała się kłóć w uszy i wypełniać każdy zakamarek mózgu bezdźwięcznym krzykiem ostatnich, niewypowiedzianych słów.
Ksiądz Kasprzak powoli podszedł do przewróconego krzesła i postawił przy małym stoliku. – Czasem niby wszystko wraca na swoje miejsce, ale nic już nie jest takie samo – pomyślał smutno.
Czy była to prowokacja, czy skrzywdził tego człowieka? W ostatnich dniach ciągle musiał stawać przed dylematem wybrania „mniejszego zła”. Czy w ogóle istnieje pojęcie „mniejszego zła”? Ponoć nie. Ale niech ci, którzy tak twierdzą żyją w czasach komunizmu. Ciągłych wyborów pomiędzy decyzjami, drogami, z których ani jedna nie jest dobra, a nie podejmowanie żadnej jest też pogodzeniem się ze złem. Westchnął ciężko i spojrzał na wielki krzyż wiszący nad wejściem.
- Wybaczysz mi niegodziwości moje? – wyszeptał.
Coś zaszurało, jakby w odpowiedzi na jego prośbę. W szparze pod drzwiami ukazała się cienka, szara koperta. Serce proboszcza zabiło niebezpiecznie szybko.
Poderwał się do drzwi, szarpnął je, ale w ciemnościach zapadając nocy nie widział nikogo. Wiatr leniwie poruszał pobliskimi drzewami, a na schodach przykościelnej kaplicy Modlibowskich palił się niemrawo znicz.
Ksiądz Kasprzak poczuł na czole krople potu. Przerwał czytanie listu, by uspokoić schorowane serce. Czy może znów wybrał drogę najgorszą z możliwych?
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.