14 maja 1926
Stukot końskich kopyt na kamiennym bruku gostyńskiego Rynku wyrwał Karskiego z zamyślenia. Było południe i słońce mocno przygrzewało. Wyszedł właśnie z ratusza. Rozmowa z burmistrzem Edmundem Sławińskim nie należała do miłych. Wobec coraz bardziej napiętej sytuacji w mieście, włodarz domagał się natychmiastowych wyników. Karski nie przepadał za Sławińskim. Wydawał mu się mało godnym zaufania i nie miał zamiaru wprowadzać go w szczegóły śledztwa. Zresztą i tak nie potrafił jeszcze nic konkretnego powiedzieć, po za tym że ściągają odciski palców z zakrwawionego włącznika światła oraz odcisk buta pozostawiony w kałuży krwi.
Już miał przejść przez Rynek i skierować się do gmachu sądu, kiedy w nozdrza uderzył go zapach świeżo mielonej kawy wydobywający się z przyległej do ratusza Restauracji Skrzyneckiego. Zawahał się przez chwilę, ale perspektywa wypicia najlepszej kawy w mieście zwyciężyła.
Rynek gostyński miał długą tradycję lokali gastronomicznych. Od chyba najstarszej restauracji „Pod Białym Orłem”, przez Hotel Victoria aż po Oberżę Czabajskiego, którą teraz prowadził Skrzynecki.
Karski zamówił pachnącą kawę i kawałek szarlotki. Usiadł w rogu sali. Chciał oderwać się na chwilę od kwestii zawodowych, ale nie potrafił. Sprawa byłą wyjątkowo skomplikowana.
Wyjął z serwetnika coś co po wygładzeniu mogło służyć jako materiał do pisania i sięgnął po ołówek. Kluczem był czas. Należało odtworzyć ostatnie godziny życia ofiary. Kto przyszedł do Saduckiego?
Zaczął pisać:
Żona 18.05
Nowacki 18.35
Jakub Kreft 19.15
Wysoki mężczyzna po 20.00
Teoretycznie zabójcą powinien być ostatni mężczyzna. On ostatni widział go żywego. Ale czy na pewno? Mógł przecież wejść, zobaczyć trupa i uciec. Podobnie jak każdy inny – machnął zrezygnowany ręką i upił łyk kawy. Zresztą czy powinien opierać się ściśle na informacjach pozyskanych od Gąsikowej? Mogła przecież nie zauważyć powracającej żony. No właśnie żona… Dlaczego kłamała? I gdzie była, skoro nie w Poznaniu? Miała zamiar uciec?
No i do kogo przed śmiercią dzwonił? Telefon do „n” i W. Trzeba wypytać tę miłą panienkę w centrali telefonicznej na poczcie. Może będzie pamiętała z kim łączyła. I o której! Bo „W” to może być Witek Nowacki, wspólnik. trzeba go przesłuchać, ale dziwnie zniknął jakby wyjechał z miasta. Może zabił i uciekł?
Po nim był Kreft. Krzyżostaniak z nim rozmawiał. Ma przyjść do sądu jutro na przesłuchanie. Znał się kiedyś dobrze z Saduckim. Dziś ponoć mieszka w jakiejś brudnej norze.
Jaką rolę pełnił Rafał Kuć? I ten debil Kudełko. Co NPR miało do piłsudczyka?
No i podstawowe pytanie czym dokonano zbrodni i co się stało z tym narzędziem?
- Cholera jasna! – mruknął pod nosem Karski.
W tej sprawie było tak wiele niejasności!
Jeszcze raz wrócił myślami do miejsca zbrodni. Saducki został zamordowany czymś ciężkim, ale o nieregularnym kształcie. Nie był to młotek czy cegła. I narzędzie zbrodni zostało zabrane przez mordercę. Według lekarza było to pojedyncze uderzenie, więc morderca nie powinien mieć problemów z zaplamionymi krwią rękami czy ubraniem. Mógł po prostu niezauważony wyjść z mieszkania. Plama krwi pojawiła się później.
W pewnej chwili przypomniał sobie słowa wypowiedziane przez służącą i zerwał się z krzesła. Tak! Przecież tak musiało być! Nie wiedział jeszcze dlaczego, ale wiedział kto! I Jak to zrobił…..